Echo Generacji
#polityka#felieton#kultura#warszawa

Emerytury – nie podnośmy wieku, zmieńmy system!

1.02.2024
Adrian Korkus
Co jakiś czas w debacie publicznej pojawia się temat kryzysu systemu emerytalnego, na który odpowiedzią ma być podniesienie wieku emerytalnego. Ale może należy zmienić system?

Co z tymi emeryturami?

Kiedy czytamy wiadomości dotyczące emerytur, przyszłość ich rysuje się w czarnych barwach. Zgodnie z dominującym przekazem, ZUS jest niewydolny, a w konsekwencji czekają nas głodowe stawki. Zgodnie z tą narracją, podniesienie wieku emerytalnego nawet do 70 lat jest konieczne, by uratować cały system. Na ile wiarygodne są te przewidywania i czy nie ma innej opcji, by zapewnić godziwe emerytury?

Krótka historia emerytur

W tradycyjnych społecznościach rolniczych funkcjonował wielopokoleniowy model rodziny, w którym schorowani seniorzy rodu mogli liczyć na opiekę swoich potomków. Wraz z industrializacją i pojawieniem się proletariatu, taki model przestał być wystarczający. Wynikało to między innymi z niskich płac, które często nie pozwalały utrzymać rodziny, co oznaczało, że dzieci i starcy zmuszeni byli do pracy, by zapewnić rodzinie dodatkowe środki utrzymania. Z tego względu jednym z postulatów socjalistów w XIX wieku było zorganizowanie systemu opieki emerytalnej. W odpowiedzi na ten postulat kanclerz II Rzeszy Niemieckiej, Otto von Bismarck, wprowadził powszechny kapitałowy system emerytalny oparty na składkach pracowniczych. Zgodnie z tym systemem część wynagrodzeń pracowników miała być odprowadzana na indywidualne konta emerytalne. Pieniądze te były następnie inwestowane, a uzyskane w ten sposób środki z jednej strony napędzały niemiecką gospodarkę, a z drugiej dzięki uzyskanym zyskom pozwalały na wypłatę emerytur. System ten upowszechnił się na świecie i działał dość stabilnie do czasów wojen światowych i wielkiego kryzysu, w wyniku których stracił płynność. Problem ten rozwiązano poprzez zastąpienie systemu kapitałowego systemem solidarności pokoleń. Polegał on na tym, że brakujące środki na wypłatę emerytur pozyskiwano z bieżących składek odprowadzanych od pracujących, zaś emerytury obecnych pracowników finansowane będą ze składek kolejnego pokolenia. System ten funkcjonuje do dziś, również w Polsce pod postacią systemu ZUS-owskiego.

Niestabilność demograficzna

Jednym z głównych zagrożeń dla płynności systemu emerytalnego opartego na solidarności pokoleniowej są wahania demograficzne. Niż demograficzny i starzejące się społeczeństwo powodują, że jest coraz więcej emerytów, a mniej pracujących odprowadzających składki. Często proponowanym remedium jest zwiększenie dzietności, by zwiększyć liczbę pracowników w przyszłości. Wiążą się z tym jednak pewne trudności. Po pierwsze, problem niskiej dzietności jest złożony i nie da się jej tak po prostu pobudzić. Program 500+ nie zwiększył dzietności (i całe szczęście!), choć z pewnością pomógł wielu rodzinom w trudnej sytuacji finansowej i poprawił koniunkturę gospodarczą (i całe szczęście!). Nie pomogła również polityka antyaborcyjna. Zamiast bezpośrednich zachęt i kar, państwo musiałoby stworzyć warunki przyjazne dla par chcących założyć rodzinę (np. tanie i łatwo dostępne mieszkania) i dla samych dzieci (bezpieczna i przyjazna szkoła, powszechnie dostępne wsparcie psychologiczne, itp.). Dodatkowo rezultaty polityki prorodzinnej przyniosłyby korzyści dla systemu emerytalnego dopiero po paru dekadach. Wreszcie, stały wzrost demograficzny w obrębie planety jest niemożliwy do utrzymania z uwagi na ograniczoność zasobów i przestrzeni życiowej, więc prędzej niż później będziemy musieli opracować system, który jest odporny na starzejące się społeczeństwo.

Jednak niska dzietność nie jest tak wielkim problemem, jeśli przyjmiemy holistyczną perspektywę uwzględniającą społeczeństwo jako całość. W takim szerokim spojrzeniu osoby pracujące utrzymują całe społeczeństwo, w tym tych, którzy nie pracują. Do niepracujących zaliczają się zarówno osoby starsze, jak i dzieci. Im większa jest grupa pracujących, tym łatwiej jest utrzymać niepracujących, a im liczniejsze jest grono emerytów lub dzieci, tym większe są koszty. Wyobraźmy sobie społeczeństwo, w którym żyją 4 pokolenia (A,B,C,D), z których pokolenie A to emeryci, B i C to dorośli w wieku produkcyjnym, a D to dzieci. W zależności od dzietności, struktura wiekowa może przyjmować różne kształty. W przypadku, gdy średnio dorośli mają po 2 dzieci, mamy do czynienia ze stałą populacją, gdy dzietność wynosi mniej niż 2, mamy do czynienia ze spadkiem demograficznym, a w przypadku dzietności powyżej 2 wzrost demograficzny. Przejściowy wzrost dzietności nazywamy boomem, a spadek niżem demograficznym. Porównajmy następujące typy populacji:

Z powyższego porównania wynika, że społeczeństwo jest tak samo obciążone wydatkami na osoby niezdolne do pracy zarówno w przypadku niskiej, jak i wysokiej dzietności. Jest to wynik zbliżony do wyrównanej struktury wiekowej. Największą „wydajność” osiągają społeczeństwa, w których pokolenie baby-boomerów jest dorosłe, a dzieci rodzi się mniej. Dodatkowo, odwrócenie niżu demograficznego stanowi okres krytyczny dla społeczeństwa, kiedy koszty opieki nad dziećmi i emerytami są najwyższe. Problem ze starzejącym się społeczeństwem nie leży w większych obciążeniach osób pracujących, ale w nieadekwatnej alokacji środków. Dla przykładu taka sytuacja wymaga większej liczby geriatrów niż pediatrów, albo otwarcia świetlic dla seniorów.

Praca coraz mniej popłaca

Dodatkowym problemem trwającym od kilkudziesięciu lat jest trend, który można zaobserwować w całym świecie zachodnim, a mianowicie spadek udziału wynagrodzeń w PKB. Jest to naturalny trend w gospodarkach kapitalistycznych, który wiąże się z ich rozwojem: coraz istotniejszym czynnikiem produkcji staje się kapitał i technologia, a rola pracy maleje. Dodatkowo wzrost produktywności pracowników postępuje szybciej niż wzrost wynagrodzeń. Dla przykładu w latach 2000-2013 skumulowany wzrost produktywności wyniósł 17%, zaś wynagrodzeń jedynie 5%. Ze względu jednak na fakt, że głównym źródłem finansowania są składki odprowadzane od wynagrodzeń pracowników, to wraz ze spadkiem udziału wynagrodzeń w gospodarce i to źródło wysycha.

I żyli długo i…

Żyjemy dłużej. To fakt. Wyższa oczekiwana długość życia oznacza przy równym wieku emerytalnym również więcej lat, przez które beneficjent pobiera świadczenie, niezależnie od typu systemu emerytalnego. W Polsce oczekiwana długość życia w roku wynosiła odpowiednio 78/69 lat dla kobiet/mężczyzn, a w 2021 wyniósł 81/73, co przy wieku emerytalnym 60/65 lat oznacza, że okres pobierania emerytur wydłużył się z 18/4 do 21/8 lat przypadku kobiet/mężczyzn. Średnio czas ten wzrósł o 32%, co przekłada się bezpośrednio na wzrost wydatków na emerytury.

Jednocześnie jesteśmy coraz bogatsi. PKB per capita w Polsce w latach 2000-2021 wzrosło z 10tys. do 38tys. USD (liczone w dzisiejszych dolarach z uwzględnieniem parytetu siły nabywczej). Oznacza to, że jesteśmy niemal 4 razy bardziej zamożni. Skoro stać nas było na utrzymanie emerytów w roku 2000, tym bardziej jesteśmy w stanie sobie pozwolić na to obecnie.

Warto zauważyć, że różnice w wieku emerytalnym są przykładem dyskryminacji ze względu na płeć, co potęgowane jest przez niższą długość życia wśród mężczyzn. Mężczyźni niemal 3 razy krócej pobierają emerytury, co sprawia, że obecny system jest dla nich niekorzystny.

Umowy cywilnoprawne – dorzucenie do pieca

Z jednej strony system składek odprowadzanych od wynagrodzenia pracowników stanowi dodatkowy koszt związany z ich zatrudnieniem, z drugiej zaś możliwość płacenia ryczałtowego ZUSu przez przedsiębiorców sprawia, że obciążenia emerytalne w większym stopniu dotykają osoby o niskich dochodach zatrudnione na umowę o pracę. Remedium na wysokie koszty zatrudnienia miało być upowszechnienie się „nieozusowanych” umów cywilnoprawnych stosowanych w warunkach typowych dla umowy o pracę (praca na miejscu wskazanym przez pracodawcę w regularnym czasie). Doprowadziło to jednak do sytuacji, w której wiele osób nie ze swojej winy, pracowało w systemie, który nie gwarantował im emerytury, a co gorsza ograniczyło wpływy do ZUSu. W obliczu problemów z płynnością systemu, rząd Donalda Tuska podniósł wiek emerytalny do 67 lat. Ten przykład dobrze pokazuje, jak liberalizm walczy z problemami, które sam generuje.

Dlaczego nie powinniśmy podnosić wieku emerytalnego?

Podniesienie wieku emerytalnego niesie ze sobą poważne konsekwencje niekorzystne zarówno dla społeczeństwa, jak i dla władzy. Oczywiste są koszty polityczne (podniesienie wieku emerytalnego było jedną z przyczyn przegranej PO w serii wyborów 2015 roku, a obecne próby wprowadzenia reformy emerytalnej we Francji spotykają się z masowymi protestami). Chciałbym się jednak przyjrzeć temu działaniu od strony społecznej. Składki emerytalne stanowią dziwny system. Z jednej strony oficjalnie nie jest to podatek, który płacą pracownicy, a fundusz, dzięki któremu oszczędzają na emeryturę, a każdy na swój ZUS musi zapracować. Z drugiej strony jako wpłacający na ten fundusz, nie mam żadnej kontroli nad ulokowanymi środkami. Nie mogę zdecydować, czy chcę brać w tym systemie udział ani w którym momencie mogę wypłacić te środki, nawet jeśli wiem, że nie dożyję wieku emerytalnego (z racji na przykład choroby). Nie wiem, w jakiej wysokości będzie moja emerytura. W momencie podniesienia wieku emerytalnego, tracę gwarancję dotyczącą tego, kiedy otrzymam emeryturę. Jest to w istocie posunięcie zbójnickie, w wyniku którego pracownicy pozbawieni są części lub całości świadczenia (w zależności od tego, czy do nowego wieku emerytalnego dożyją, czy nie). Stanowi naruszenie zasady pacta sunt servanta i osłabia ono zaufanie do systemu emerytalnego i zniechęca do partycypowania w nim. Raz podniesiony wiek emerytalny prawdopodobnie podniesiony zostanie ponownie w przyszłości. Wreszcie taka zmiana stanowi odwrót od postępu społecznego wyrażającego się we wprowadzaniu zasad egalitarnych. Najważniejszym jednak kosztem jest koszt wyrażony w czasie, jedynej walucie, której nieubłaganie się wyzbywamy. Przejście na emeryturę daje nam stabilne źródło dochodów i czas wolny, który możemy przeznaczyć na kontakty z bliskimi, rozwijanie pasji i kontemplację życia. Nawet jeśli za niższy wiek emerytalny będziemy musieli zapłacić, to jest to coś bardziej wartościowego, niż nowy, modny garnitur co roku, czy 20 rodzajów wegańskiej szminki w drogeriach.

Emerytura obywatelska

Alternatywą dla dotychczasowego systemu emerytalnego jest system emerytury obywatelskiej, który ma swoich zwolenników w różnych środowiskach: liberalnych, lewicowych i narodowo-konserwatywnych. Polega on na uniwersalnym świadczeniu wypłacanym każdemu obywatelowi po osiągnięciu wieku emerytalnego, finansowanym bezpośrednio z budżetu państwa. Budżet państwa stanowi elastyczne i zdywersyfikowane źródło pieniędzy w przeciwieństwie do sztywnego systemu składek. Emerytury można bowiem zasilać pieniędzmi uzyskanimi z podatku dochodowego, podatku VAT, podatku od robotów, podatku od kapitału, podatku od podatków, ekspansywnej polityki fiskalnej, etc. Pozwoli to na dostosowywanie się systemu emerytalnego do dynamiczniej zmieniającej się gospodarki i demografii. Nie sprawi to, że koszty emerytur znikną, choć mogą się zmniejszyć koszty operacyjne ze względu na uproszczenie całego systemu. Chodzi tu jednak przede wszystkim o stabilizację systemu emerytalnego. Co więcej, po usunięciu obciążających pracowników składek, podniesienie podatków nie będzie dotkliwe dla większości obywateli, a cały system obciążeń może być bardziej progresywny, chroniąc najbiedniejszych. Taka elastyczność ma jednak tę wadę, że sama z siebie nie ma mechanizmów gwarantujących minimalną kwotę przeznaczoną na emerytury. Można jednak taką ustalić.

Problemy z emeryturą obywatelską

Jednym z argumentów przeciwko emeryturze obywatelskiej jest to, że gwarantuje ona równe świadczenie dla każdego obywatela i nie byłoby ono prawdopodobnie wysokie. Stanowiłaby ono raczej siatkę bezpieczeństwa (safety net), która gwarantowałaby pewien minimalny, biedny, ale godny poziom życia. Jednak potrzeby emerytów nie są równe. Niektórzy z nich są bardziej schorowani, inni żyją w warunkach wymagających wyższych kosztów. Taka sama kwota świadczenia nie zapewni im takiego samego poziomu życia. Część osób, które obecnie płacą wyższe składki, liczy na wyższe emerytury, czego nie zapewnia emerytura obywatelska. W przypadku ludzi, którzy dopiero wejdą na rynek pracy, sytuacja jest prostsza. Pracownicy o wyższych dochodach, którzy teraz wpłacają składki na ZUS, w przyszłości mogliby oszczędzać w ramach różnych prywatnych funduszy emerytalnych. Można stworzyć też dla nich dodatkowy państwowy system kapitałowy. Ciekawym rozwiązaniem uzupełniającym podstawowy system emerytalny było PPK, którego wyróżniającą cechą była możliwość wcześniejszego wypłacenia środków, na przykład na kupno domu. Niestety wadą PPK było to, że zostało ono wprowadzony przez rząd PiS, przez co wielu ludzi miało do niego stosunek polityczny, a nie merytoryczny. Co jednak z tymi, którzy teraz przechodzą na emerytury lub odprowadzają składki, nie mogąc oszczędzić na własną rękę? Państwo ma wobec nich zobowiązania, które należy uszanować. Okres przejściowy stanowić będzie największe wyzwanie dla państwa w kwestii płynności systemu emerytalnego i potrzebne będzie prawdopodobnie płynne przejście (stopniowe wygaszanie składek emerytalnych i emerytur zusowskich na rzecz emerytury obywatelskiej). Należy jednak myśleć o tym koszcie, jak o inwestycji i kosztach transformacyjnych. Czy nas na to stać? Państwo jest zaskakująco wypłacalne. Wbrew zapowiedziom ekspertów, nie zbankrutowaliśmy przez 500+, a znalazły się też pieniądze na 800+ i 13 i 14 emerytury. Z reformą emerytalną też jakoś sobie poradzimy. Pytanie, czy tak radykalny pomysł może pokonać opór konserwatywnego środowiska polityków i ekonomistów?

Czy ZUS zbankrutuje?

Raczej nie. W przeszłości wielu medialnych ekspertów wieściło upadek systemu emerytalnego. Pewna pani profesor od ekonomii deklarowała w 2014 roku, że ZUS zbankrutuje w roku 2022. Eksperci zapowiadają różne rzeczy, które się nie dzieją, bez obaw, że przestaną być ekspertami. Utrzymanie obecnego systemu nie spowoduje katastrofy i końca emerytur, bowiem ZUS nawet mimo kłopotów może liczyć na wsparcie państwa. Dla przykładu w roku 2022 fundusz ubezpieczeń społecznych był w stanie pokryć 85% emerytur ze składek (co jest wyjątkowo dobrym wynikiem), a pozostałe 15% (38,7mld zł) zostało sfinansowane z budżetu państwa. W przyszłości ZUS będzie wymagał coraz większego wsparcia finansowego, więc system naturalnie będzie przybierał cechy emerytury obywatelskiej. Niestety fakt ten będzie w przyszłości wykorzystywany przez różnorakich „ekspertów” jako pretekst do wywoływania paniki, podnoszenia wieku emerytalnego i obniżania realnej wysokości świadczeń (na przykład przez wstrzymanie rewaloryzacji). Dlatego może lepiej otwarcie zreformować system, zamiast łatać go i narażać się na słuchanie o konieczności zaciskania pasa na cudzym brzuchu?

autor
Adrian Korkus
Jestem absolwentem studiów matematycznych i ekonomicznych, obecnie doktoryzuję się na Uniwersytecie Łódzkim z ekonomii. Interesuję się historią XIX i XX wieku, ekonomią, teorią gier i filozofią.

To też przestrzeń dla Ciebie!

Zbuduj z nami media przyszłości!